Taka sytuacja, pic rel 馃槈
Nadchodzacy niedzielny wiecz贸r nie zapowiadal zbyt wielu atrakcji. Ot – posprzatalismy po kolacji, wykapalismy dzieciaki, leglismy na kanapie dajac mlodziezy jeszcze chwile na zabawe klockami. Zonka wyciagnela spod l贸zka karton z farbkami i wstazeczkami i chyba nawet miala zamiar zajac sie skladaniem swiatecznych kartek, ja jednym okiem czytalem ksiazke Bieleckiego, drugim przygladalem sie goracej pilkarskiej dyskusji w telewizji. Nie dlatego, ze jestem jakims wielkim fanem naszej rodzimej ligi, ale zauwazylem, ze w studiu opr贸cz prowadzacych (jak mniemalem) i prezesa Zbigniewa Bonka (tylko tego pana potrafilem rozpoznac z nazwiska) siedziala urodziwa dziewoja. No i mijaly minuty, kazdy m贸wil cos o spalonych czy faulach taktycznych, a pani jak podejrzewam zaproszona przeciez w roli eksperta, nie odezwala sie nawet slowem. Trzy, piec, dziesiec minut. Chcialem zobaczyc co tam w koncu powie, jak ja te chamskie szowinisty wreszcie do glosu dopuszcza, ale moje g贸rnolotne niedzielne rozrywki przerwal huk. Odglos dobitnie swiadczacy o tym, ze cos albo wylecialo w powietrze, albo wrecz przeciwnie – np. jeden sasiad grubas ciagle wylazacy na balkon na papierosa wzial i sie z tej wysokosci pierdzielil na ziemie. Razem z balkonem. I kawalkiem sciany bloku w kt贸rym mieszkam ja i kilkaset innych os贸b. Gdy echo wystrzalu odbilo sie od blok贸w dobre trzy czy cztery razy, uszy wypelnil inny zlowrogi dzwiek przypominajacy szum albo syk.
Odlozylem ksiazke, przyciszylem telewizor i zblizylem sie do drzwi balkonowych. Po widoku zatroskanych twarzy w oknach doszedlem do wniosku, ze trzy czwarte osiedla mialo podobny pomysl. Uchylilem drzwi pochlaniajace spora liczbe decybeli i przekonalem sie, ze sytuacja jest ciekawa a moze nawet calkiem powazna. W mig zjawily sie wozy strazackie. Trzy czy cztery – te wieksze, z drabinami. Faceci w z贸ltych kaskach zaczeli biegac miedzy blokami i swiecic latarkami po katach. Zalozylem kurtke i wyszedlem sprawdzic co sie stalo. Odezwal sie we mnie instynkt foliarski bo wychodzac powiedzialem zonce, zeby poczekala z kladzeniem dzieci spac i zamiast tego, zeby wrzucila do plecaka cos do jedzenia, picia, ladowarke do telefonu, ksiazeczki dla dzieci i jakis koc. Na zdziwienie malujace sie na jej twarzy odpowiedzialem najrozsadniejszym argumentem jaki przychodzil mi do glowy:
– Chuj wie co sie tam stalo!
Na parterze sa biura i magazyny, zszedlem wiec na pierwsze pietro gdzie jest parking i mozna z jego wysokosci wyjrzec na kazda strone budynku. W momencie otwarcia drzwi poczulem smr贸d gazu. Moja nieprzecietna inteligencja od razu skojarzyla ten bodziec z przerazliwie glosnym sykiem dobiegajacym z zewnatrz. Wysadzilem glowe przez barierke, zaraz pojawil sie obok mnie sasiad. Strazacy przeganiali ludzi na dole, kazali im wracac do dom贸w albo spierdalac. Takze nam. Poszedlem jeszcze wzdluz parkingu aby zobaczyc jak to wyglada z drugiej strony bloku. Tuz obok jest linia tramwajowa a po drugiej jej stronie dzielnicowa gazownia. Nie znam sie na tym, ale kiedys chyba produkowano tam gaz miejski z wegla. Teraz po tych wielkich zbiornikach zostaly tylko rusztowania, ale zaklad nadal jest czynny i spelnia jakas funkcje w sieci gazowej, bylem przekonany, ze cos sie tam stalo. Okazalo sie jednak, ze nie. To u nas pod blokiem jest taki maly budyneczek z jakimis gazowymi wajchami, zaworami i innymi ustrojstwami. I w ten wlasnie budyneczek, na wielkiej kurwie wjechal jakis sliczny nowy samoch贸d. Albo ktos nie umie jezdzic, albo jechal po pijaku – ze wskazaniem na to drugie. Z reszta od dawna zwracalem uwage na to, ze ludzie jezdza pod tymi blokami jak idioci a przeciez obok jest przedszkole i czasem warto chyba zwolnic na zakrecie. Samoch贸d wjechal do srodka razem z drzwiami i ewidentnie zdemolowal wszystko w srodku. Gaz az szczypal w plucach a strazacy wciaz pokrzykiwali, zeby wracac do dom贸w.
No wiec wr贸cilem. Dzieciaki z zonka przy drzwiach balkonowych. Plecak – spakowany! Wzialem drugi i zaczalem wkladac do niego jeszcze pare rzeczy jednoczesnie wskazujac, ze chyba trzeba ubrac dzieci. Zimno na zewnatrz, wiec na cebulke. Nawet buty pozakladalismy. Poszedlem jeszcze raz zobaczyc jak wyglada sytuacja, bo syreny wciaz wyly i bylo ich jakby wiecej. Po dziedzincu krecili sie juz policjanci wraz ze strazakami i jasno dali do zrozumienia, ze pozostawanie w mieszkaniach nie jest bezpieczne a doslownie, zeby zabierac dupe w troki. Polecialem zn贸w na g贸re i popukalem jeszcze do sasiad贸w zeby dac im znac. Niekt贸rzy nawet nie wiedzieli, ze cos sie dzieje 馃檪 Pozapinalismy te kurtki, pozakladalismy plecaki i zeszlismy na d贸l bocznym wyjsciem. Od dzis ewakuacyjnym nie tylko z nazwy.
Na zewnatrz klebilo sie juz wiele os贸b. Kilku znanych z widzenia sasiad贸w. Jedna dziewczyna z dw贸jka dzieciak贸w na rekach, ludzie w szlafrokach, ktos z piwkiem w reku bo ewakuacja zastala ich podczas imprezy. I niby wszedzie krecili sie policjanci i strazacy, ale nikt nie potrafil jakos pokierowac tym tlumem. „Idzcie na gl贸wna ulice”. Tam uslyszelismy zeby udac sie na parking pod Tk Maxx. Stamtad wyganiali pod sklep spozywczy. Dopiero po jakiej艣 godzinie policjanci pofatygowali si臋 do sklepu przy stacji benzynowej, na kt贸rej schronili si臋 przed zimnem ludzie. Poinformowali, 偶e awaria jest powa偶na i naprawienie jej potrwa wiele godzin, 偶e council w艂a艣nie otwiera community hall, 偶e w drodze s膮 autobusy. W mi臋dzyczasie otwarto du偶ego Sainsburego i tam te偶 ludzie szukali ciep艂a, pono膰 uruchomiono kawiarnie i rozdawano ciep艂e napoje. Dzieciaki zasypia艂y na r臋kach wi臋c najrozs膮dniejszym pomys艂em by艂o znalezienie hotelu. Rodziny w okolicy nie mamy, znajomym te偶 na g艂owy nie ma co spada膰 w 艣rodku nocy.
Wr贸cili艣my do dom贸w po 24 godzinach, ogrzewanie i ciep艂a woda pojawi艂y si臋 dopiero dzi艣 rano 馃檪
#londyn #uk #ewakuacja #awaria #gaz
a tu link do lokalnej gazety 馃檪 https://www.express.co.uk/news/uk/933704/croydon-residents-evacuated-car-crash-gas-leak-energy-plant-wandle-park

Powered by WPeMatico